Tydzień Trzydziesty Drugi
A podtytuł brzmi:
OBIAD
Zapiski z mojego "pamiętnika", z roku 2005, które przed chwilą znalazłam, ha ha:)
Oto one:
OBIAD
Zapiski z mojego "pamiętnika", z roku 2005, które przed chwilą znalazłam, ha ha:)
Oto one:
Panie Boże!
Dziś opowiem Ci historię.
Nie bajkę, nie mit, nie
sensację z pierwszych stron gazet.
Historia ta wydarzyła się już
niejednokrotnie i jeszcze tyle samo razy się wydarzy.
Nie znam dokładnej genezy jej
powstania, choć już na pewno wielu uczonych łamie sobie zęby na jak
dokładniejszym rozbiorze tego zagadnienia.
Otóż historia ta dotyczy
OBIADU.
Temat arcyciekawy, zważywszy
tym bardziej na to, że opowie Ci go kobieta. Bo obiad i kobieta to rodzeństwo.
Tak, tak, mężczyzna i obiad też się zdarzają…
Z rodzeństwem bywa, że się
kochają i nienawidzą, lubią i czubią, szanują i opluwają. Zawsze jest
rywalizacja – czasem zdrowa, czasem chora. Wspólne tajemnice, potajemne
kablowanie. Wspólne chwile, życie w osobnych pokojach. Chaos i zamęt,
spontaniczny śmiech.
I jak to w życiu bywa nie da
się odciąć od rodzeństwa. Można tylko udawać, że go nie ma, nie zgadzać się z
resztą świata, że istnieje, spalić jego metrykę, zakopać w mysiej dziurze. Fakt
pozostaje faktem – narodziny nastąpiły. Nic tego nie zmieni, nawet nazwisko.
Do czego zmierzam? Zaczęłam
od tego, żeby trochę rozświetlić moją historię dotyczącą obiadu, bo dobrze jest
czasem coś do czegoś porównać, poszukać podobieństw, określić położenie
geograficzne itp.
Otóż obiad jest dla kobiety
takim upierdliwym młodszym rodzeństwem, o którym nie wolno zapominać, bo mama
się pogniewa. Które nawet w niedzielę, ba! tym bardziej w niedzielę od samego
rana wrzeszczy nam do ucha, że mamy się nim zająć. Nie można go zignorować, bo
zemści się okrutnie! Np. mąż zadzwoni z pracy i zapyta, co na obiad? I co?
Kaplica! Jak to nie ma? Przecież obiad jest zawsze! ZAWSZE! Nawet na przednówku
ludzie jedli obiad, nawet w czasie klęsk żywiołowych! Dlaczego nie ma obiadu?!?
Jak to ci się nie chciało? Jak można nie chcieć ugotować obiadu? Przecież to
nieludzkie!! No tak (to do męża), dałeś mi ciekawy temat do przemyślenia. Jutro
też nie będzie obiadu, bo muszę nad tym popracować. Odkładam słuchawkę. Myślę przez
resztę dnia, aż do powrotu męża do domu, czy mąż mnie jeszcze kocha, chce być
na dobre i na złe, czy nie będzie awantury albo złowrogiej ciszy?
Tak… ciekawy temat do
przemyślenia. To nieludzkie nie ugotować obiadu. Zwierzęta tego nie robią. Nie
tylko nie gotują czegokolwiek (np. wody na kawę), ale nie mają ścisłych pór
posiłków. Fakt, jedne jedzą rano, bo w południe upał, drugie w nocy, bo lepiej widzą, ale to sprawka ewolucji, a nie nauki o
pożywieniu. Tylko ludzie robią takie niesamowite rzeczy.
Ten nieszczęsny obiad
rozpieprzył ( przepraszam za wyrażenie, ale tylko ono oddaje sedno sprawy)
niejeden związek, zabił niejednego człowieka, spowodował katastrofy
ekologiczne, zdegradował nasze ciała, doprowadził do bankructw (czegokolwiek) i
na dodatek nie da się go pozbyć.
Panie Boże, czasami myślę, że
obiad to jakaś kara boska. O ile świat byłby piękniejszy, gdybyśmy nie musieli
ich robić, a robili, kiedy chcieli! Żeby on nie był takim fizycznym przymusem,
bez którego nie da się żyć. Żebyśmy nie byli jak rodzeństwo, ale jak
przyjaciele – kiedy się potrzebujemy, to się spotykamy, a kiedy mamy coś innego
do roboty i zapominamy o reszcie świata, to przyjaciel nie ma nam tego za złe.
On wie, że kiedyś w końcu się spotkamy. Jest na wyciągnięcie ręki, ale się nie
narzuca.
Powiedziałam Ci na początku
historii, że ona będzie się powtarzać. Bo jak to w życiu jest, nie da się
odciąć od swego rodzeństwa…
Jak Tyś ten obiad wymyślił?
Po co?
Robię zdjęcie codziennie na mojej przerwie w pracy- mniej więcej o tej samej porze i w tym samym miejscu.
07.01.2014
08.01.2014
09.01.2014
10.01.2014
kapitalny wpis!!!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Asia (ta z Tychów ;))
Pozdrawiam cię Asiu! i Tychy też!!
UsuńDobry temat! Obiad, zło konieczne - czasem tak o tym myślę,żwłaszcza gdy mam dużo innej pracy, ciekawszej :D A Twoje ciuchostany, zwłaszcza przedostatni - LOVE!!!
OdpowiedzUsuńps. Jakiś czas temu wysłałam mail do Ciebiew sprawie z zeszłego wpisu :)
Oj, niejeden raz obiad wyprowadził mnie z równowagi. Wolałam wtedy robić coś bardziej wzniosłego, ale jak się później okazało, mój przymus gotowania obiadu zamieniła się w moją pasję- dziś prowadze warsztaty ze zdrowego gotowania:)
UsuńAle kolooooroooowo! Masz swój styl, brawo! :D
OdpowiedzUsuńKażdy ma swój styl, każdy!!!
UsuńGotuję kiedy chcę , ale nie mam dzieci, może dlatego :-) Uwielbiam Cię za ten Twój styl <3
OdpowiedzUsuńNo ja mam już dorosłe dzieci, a gotuję dalej. Ale teraz dlatego, że lubię, w dodatku uczę tego na warsztatach. Ale kiedyś to naprawdę była mordęga...:)
UsuńHahaha... świetny tekst!!! Czasami nachodzą mnie takie myśli (może nawet często, zwłaszcza teraz gdy jestem w ciąży)!!! Obiad zło konieczne, ale i przyjemność zwłaszcza podczas jedzenia!!! Fakt, faktem, że Misio ostatnimi czasy wypisał się całkowicie z przyrządzania obiadów, a kucharz z niego nie najgorszy!!! Ostatecznie, jak już nie chce mi się jak cholera, to mam zawsze w zamrażalniku pierożki od mamusi :D.
OdpowiedzUsuńIza!!! Zima w Twoim towarzystwie to sama przyjemność!!! Zazdroszczę mężulkowi i współpracownikom!!!
Zamrażalnik u mnie pusty- mrożonki wychładzają, a ja właśnie z tych wychłodzonych. Dlatego dziennie jem gorący obiad. Bez tego stałabym się królową śniegu, ha, ha:)
Usuńnigdy nie myślałam o obiedzie w ten sposób ale masz rację: obiad jest upierdliwy!!! Nienawidzę gotować obiadów, uwielbiam jeść na mieście i to cokolwiek :) Dlatego tak bardzo mi się podoba dowcip: "- kochanie, co dzisiaj na obiad? - Nic. - Jak to nic? wczoraj nic, dzisiaj nic? - No tak, na trzy dni nagotowałam?"
OdpowiedzUsuńJa tak na trzy dni często gotuję ;)
Z tego kawału uśmiałam się do łez:)
Usuńjesteś jak kolorowy motyl :)
OdpowiedzUsuńna to wygląda:)
Usuńhehhe....świetny post! U mnie tak troche inaczej, bo mój chłop na diecie obecnie i cieszy się, kiedy nic nie ugotowane, ale to chwilowe. Choć przyznam się, że kiedy jest jego kolej(dzielimy sie obowiązkami w kuchni) i on nie ugotuje w tym dniu, to chodzę naburmuszona cały dzień. Wiadomo, głodny polak to zły...Tak sobie teraz pomyślałam, że jestem bardzo wymagająca. A gotować to ja bardzo lubię:)
OdpowiedzUsuńOstania sukienka-przepiękna:)
Hm, ponieważ jestem dietetykiem medycyny chińskiej, to muszę wtrącić tu swoje trzy grosze- ABSOLUTNIE nie robi się diet na zimę!!!!!! Polecam jednak teraz ciepłe posiłki:)
UsuńMój mąż niestety nie gotuję. Zazdroszczę kobitkom, które maja partnerów gotujących, chociaż czasami, eh...
Izo, dietetyku medycyny chińskiej...Pragnę Cię uspokoić, gdyż mój facet wcale tak naprawdę nie stosuje żadnej, specjalistycznej diety. Poprostu delikatnie mówiąc, ograniczył jedzenie, przestał się zajadać na noc. Jest mu na rękę, kiedy nie ma obiadu w domu. Choć przyznam szczerze, zdarza sie to bardzo rzadko.
UsuńP.S Jestem bardzo ciekawa twojego zawodu:)
A, to dobrze nie jeść na noc:)
UsuńA mójzawód? Taki, jak każdy inny, ale fakt, rzadkość to na polskim gruncie...
Proszę o więcej postów na temat medycyny chińskiej:)
Usuń