Wniebowzięcie

          Dziś jest Matkiboskiejwniebowziętej, to i ja zapragnęłam trochę wniebowzięcia, więc spontanicznie, z wodą miodowo-cytrynowo-miętową, dwoma nektarynkami i kilkoma cukierkami wyruszyliśmy z mężem rowerem w świat.
          No i nie przypuszczałam, że taka cudowna wycieczka się zrobi:)

          Każda wycieczka, nawet spontaniczna, musi mieć zadany cel (przynajmniej u nas:). A propos celu- niedawno prowadząc dysputy filozoficzno-psychologiczno-socjologiczno-blebleble, doszliśmy z mężem do wniosku, że jakikolwiek byśmy sobie cel wybrali wychodząc z domu, to i tak zawsze chodzi o ten sam cel- o powrót do domu...
          Wracając do wycieczki- wieczne pytanie: "to gdzie jedziemy" dziś nie czekało długo na odpowiedź- jedziemy do Żor, do Herbaciarni u Janki. A dlaczego tam? Hmm, może dlatego, że na fejsbuku przeczytałam, iż Herbaciarnia dziś zaprasza od 12:00, więc czemu nie? Daleko nie jest, fajna trasa, a jak dojedziemy to napijemy się... mrożonej kawy!!!!




          Jadąc sobie powolutku, pomalutku, byłam wniebowzięta m.in. dlatego, że było bardzo cicho! Samochodów praktycznie zero, zero luda na świecie, spokój, cisza, ciepełko. Mały wiejski sklepik uraczył nas Karmi malinowym (mmm... pyszne było:), dookoła piękne ogródki pełne kwiatów i owoców. SIELANA!

          Bardzo lubię Żory. Mieszkałam tu dwa lata, tu urodził się mój syn, tu mieszkała Aga, mieszka Ania. Ciepło wspominam te dwa lata i często wpadam do Żor tylko po to, by z Anią połazić po rynku i napić się kawy, która towarzyszy nam przy rozmowie, czy wpaść do Janki na chwilkę pogawędki.

          Tym razem też tak było- połaziliśmy sobie po rynku, posiedzieliśmy chwilę na ławce...
Boże, jak ja kocham Żory!





          Wyjeżdżając z Żor spotkała nas zapierająca dech niespodzianka- GRAFFITI!!
Szacun dla twórców:)






           Czad! Coś pięknego! Robiliśmy tam zdjęcia z uśmiechniętym ryjem, aż motylki w brzuchu miałam::) To ci wniebowzięcie!!

          Wracamy już do domu. A może dzisiaj inną trasą niż zawsze? Waham się, waham, w końcu ulegam. Wybieramy trochę dłuższą trasę, ale za to taką, którą nie jechałam.
           Widoki trochę odmienne od tych, które towarzyszyły nam przez większą część trasy- otóż przede mną rozpościera się księżycowy krajobraz- HAŁDY!
          Z jednej strony ciemna góra, na której szczycie słychać motory- chyba jakieś kamikadze trenują brawurę, ale za kilkaset metrów hałda zmienia się, hm..., w dziki ogród...:) Rosną na niej słoneczniki, dynie, pomidory..., kilka słoneczników, dyniek ozdobnych i jedną jadalną przywiozłam do domu.
          Wiecie co? Tam było pięknie!!!!!!!!!!!!!!!!!






Wniebowzięcie się udało! Czego i Wam życzę, o ile chcecie:)

Komentarze

  1. Piękna relacja i świetna zdjęcia!!! Ja niestety byłam wczoraj klasycznym pasibrzuchem, kanapowcem-leniwcem!!! Mały Psikus pokrzyżował mi resztę wakacyjnych planów, ale... przecież sama tego chciałam :D. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga