A podtytuł brzmi:
OBIAD
Zapiski z mojego "pamiętnika", z roku 2005, które przed chwilą znalazłam, ha ha:)
Oto one:
Panie Boże!
Dziś opowiem Ci historię.
Nie bajkę, nie mit, nie
sensację z pierwszych stron gazet.
Historia ta wydarzyła się już
niejednokrotnie i jeszcze tyle samo razy się wydarzy.
Nie znam dokładnej genezy jej
powstania, choć już na pewno wielu uczonych łamie sobie zęby na jak
dokładniejszym rozbiorze tego zagadnienia.
Otóż historia ta dotyczy
OBIADU.
Temat arcyciekawy, zważywszy
tym bardziej na to, że opowie Ci go kobieta. Bo obiad i kobieta to rodzeństwo.
Tak, tak, mężczyzna i obiad też się zdarzają…
Z rodzeństwem bywa, że się
kochają i nienawidzą, lubią i czubią, szanują i opluwają. Zawsze jest
rywalizacja – czasem zdrowa, czasem chora. Wspólne tajemnice, potajemne
kablowanie. Wspólne chwile, życie w osobnych pokojach. Chaos i zamęt,
spontaniczny śmiech.
I jak to w życiu bywa nie da
się odciąć od rodzeństwa. Można tylko udawać, że go nie ma, nie zgadzać się z
resztą świata, że istnieje, spalić jego metrykę, zakopać w mysiej dziurze. Fakt
pozostaje faktem – narodziny nastąpiły. Nic tego nie zmieni, nawet nazwisko.
Do czego zmierzam? Zaczęłam
od tego, żeby trochę rozświetlić moją historię dotyczącą obiadu, bo dobrze jest
czasem coś do czegoś porównać, poszukać podobieństw, określić położenie
geograficzne itp.
Otóż obiad jest dla kobiety
takim upierdliwym młodszym rodzeństwem, o którym nie wolno zapominać, bo mama
się pogniewa. Które nawet w niedzielę, ba! tym bardziej w niedzielę od samego
rana wrzeszczy nam do ucha, że mamy się nim zająć. Nie można go zignorować, bo
zemści się okrutnie! Np. mąż zadzwoni z pracy i zapyta, co na obiad? I co?
Kaplica! Jak to nie ma? Przecież obiad jest zawsze! ZAWSZE! Nawet na przednówku
ludzie jedli obiad, nawet w czasie klęsk żywiołowych! Dlaczego nie ma obiadu?!?
Jak to ci się nie chciało? Jak można nie chcieć ugotować obiadu? Przecież to
nieludzkie!! No tak (to do męża), dałeś mi ciekawy temat do przemyślenia. Jutro
też nie będzie obiadu, bo muszę nad tym popracować. Odkładam słuchawkę. Myślę przez
resztę dnia, aż do powrotu męża do domu, czy mąż mnie jeszcze kocha, chce być
na dobre i na złe, czy nie będzie awantury albo złowrogiej ciszy?
Tak… ciekawy temat do
przemyślenia. To nieludzkie nie ugotować obiadu. Zwierzęta tego nie robią. Nie
tylko nie gotują czegokolwiek (np. wody na kawę), ale nie mają ścisłych pór
posiłków. Fakt, jedne jedzą rano, bo w południe upał, drugie w nocy, bo lepiej widzą, ale to sprawka ewolucji, a nie nauki o
pożywieniu. Tylko ludzie robią takie niesamowite rzeczy.
Ten nieszczęsny obiad
rozpieprzył ( przepraszam za wyrażenie, ale tylko ono oddaje sedno sprawy)
niejeden związek, zabił niejednego człowieka, spowodował katastrofy
ekologiczne, zdegradował nasze ciała, doprowadził do bankructw (czegokolwiek) i
na dodatek nie da się go pozbyć.
Panie Boże, czasami myślę, że
obiad to jakaś kara boska. O ile świat byłby piękniejszy, gdybyśmy nie musieli
ich robić, a robili, kiedy chcieli! Żeby on nie był takim fizycznym przymusem,
bez którego nie da się żyć. Żebyśmy nie byli jak rodzeństwo, ale jak
przyjaciele – kiedy się potrzebujemy, to się spotykamy, a kiedy mamy coś innego
do roboty i zapominamy o reszcie świata, to przyjaciel nie ma nam tego za złe.
On wie, że kiedyś w końcu się spotkamy. Jest na wyciągnięcie ręki, ale się nie
narzuca.
Powiedziałam Ci na początku
historii, że ona będzie się powtarzać. Bo jak to w życiu jest, nie da się
odciąć od swego rodzeństwa…
Jak Tyś ten obiad wymyślił?
Po co?
Robię zdjęcie codziennie na mojej przerwie w pracy- mniej więcej o tej samej porze i w tym samym miejscu.
07.01.2014
08.01.2014
09.01.2014
10.01.2014